(Nie)Boszczyk mąż

Niewątpliwym plusem zakończenia edukacji jest możliwość czytania tekstów i książek niekoniecznie “wysokich lotów”. Dlatego z wielką radością powróciłam do moich ulubionych kryminałów Agaty Ch. i przeczytawszy jakieś 25, tylko 3 razy domyśliłam się kto zabił. Przyznaję, że to kiepski wynik:D Miałam kiedyś niebywałe szczęście i kupiłam cały zestaw jej książek za jakieś śmieszne pieniądze na Allegro. Jedyny problem to ich “jednorazowość”, bo raczej nie wraca się do tego samego kryminału. No chyba, że ktoś chce się poczuć mądrzejszy od detektywa i całego Scotland Yardu;)

          Książka, którą dorwałam w angielskiej bibliotece, kryminałem raczej nie jest. To raczej humorystyczna powieść obyczajowa o niezbyt rozgarniętej umysłowo (za to nazbyt rozwiniętej fizycznie) Malwinie, która decyduje się zabić swego inteligentnego, ale bezdusznego męża. Nieudolne próby wypełnienia tego haniebnego przedsięwzięcia, rzeczywiście wywołują uśmiech. Szczególnie przypadła mi do gustu scena przyjęcia w ogrodzie, kiedy główna bohaterka, mierząc
w głowę swego grubego męża, trafia w zewnętrzną lampę i wystraszona upuszcza pistolet:

Światło z wnętrza budynku pozwalało coś niecoś widzieć, Karol schylił się i podniósł potężną machinę o morderczym obliczu. Obejrzał ją.
-Czyśśś ty już do reszty zwariowała?- zwrócił się do Malwiny straszliwym, syczącym szeptem.-Co to ma znaczyć?
Ze strachu Malwina doznała przypływu inwencji.
-Ja…ja chciałam…wystrzelić…taki fajerwerk…Żeby upiększyć…twoje przyjęcie…Niespodziankę…
-A, niespodziankę. Istotnie, niespodzianka ci się udała. Z tego chciałaś wystrzelić? To ma być rakietnica?
Potrząsnął bronią. Malwina postanowiła trzymać się fajerwerku do upadłego. Oczy już miała pełne łez, ale co ją to obchodziło, niechby płynęły strumieniami, kosmetyków używała doskonałych.
-A nie..? Myślałam, że tak…Kazałam nabić takim pięknym…
-Skąd to masz?
-Z..z..z bazaru…
-Boże miej litość nade mną.

Dodam, że broń, którą Malwina kupiła za całe 1200 zł okazała się być zręcznie skonstruowanym pistoletem na wodę.
Znalazłam w książce kilka dziwnych pod względem stylistycznym sformułowań (zboczenie zawodowe):

  • Mimo wszakże posiadania prawa jazdy i EGZYSTENCJI dwóch samochodów w rodzinie, nie przychodziła jej do głowy myśl pożyczenia któregoś.
  • Rozwód, z racji MORALE współmałżonka, uzyskała z łatwością(…)
  • (…) Justynka zatrzymała go, wyskoczyła i swoją torbę z książkami PIRZGNĘŁA przez ogrodzenie, za żywopłot.

Ten ostatni brzydal leksykalny (ku mojemu rozczarowaniu), pełnoprawnie funkcjonuje w języku polskim. ZGROZA!:P
Reasumując: książka wciągająca (te 450 stron czyta się w jakieś 3 dni), ale dość banalna, z nieco rozczarowującym zakończeniem. Nieco na siłę wprowadzono 2 wątki miłosne, które są przerywnikiem dla działań głównej bohaterki. Akcja oscyluje pomiędzy żałosnymi próbami eksterminacji  męża, a  kuchnią, bowiem Malwina przejawia niezaprzeczalny talent kulinarny ( wiele miejsca poświęcono na szczegółowe opisy jej wykwintnych potraw).
Powieść jest całkiem zabawna, świetna dla relaksu, ale jeśli jesteś studentem, to przypominam, że trwa sesja i masz ważniejsze rzeczy do przeczytania;D
PS Przepraszam za brak akapitów, ale wciąż mam problemy z edycją tekstów na tej stronie:/ Przydałby się kurs html:P Pamiętam, że na informatyce w gimnazjum głównie rysowaliśmy w paincie. Teraz mamy rezultaty….:P

1 comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Stress