W futurystycznym państwie Panem (podzielonym na 12 dystryktów), obywatele zmuszani są do składania corocznej okrutnej daniny. Z każdego rejonu wybrany zostaje jeden chłopiec i jedna dziewczyna, którzy wezmą udział w krwawym spektaklu zwanym Głodowymi Igzyskami.
Katniss Everdeen- nastolatka pochodząca Dystryktu Dwunastego (bedącego jednym z najbiedniejszych) wkracza do bezlitosnej walki o przetrwanie. 24 zawodników zostaje umieszczonych w prawdziwej dziczy, gdzie muszą zmierzyć się ze soba nawzajem,
a ponadto ze strachem i głodem oraz innymi niebezpieczeństwami, które przygotowali dla nich organizatorzy.
Każdy krok uczestników jest monitorowany i transmitowany przez telewizję, co czyni Igrzyska najbardziej wyczekiwanym spektaklem roku. Zwyciężyć może tylko jeden z nich, reszta musi ponieść śmierć.
To już kolejny raz, kiedy najpierw obejrzałam film, a potem sięgnęłam po książkę (mój jedyny zakup z Polski:) ) Jak można się więc domyślić uznałam film za interesujący, skoro zainspirował mnie do konfrontacji z literackim pierwowzorem. Oczywistym jest, że wiele wątków zostało w filmie pominiętych, jednak to przypadłość większości adaptacji.
Jennifer Lawrence, pomimo że darzę ją ogromną sympatią (głównie z powodu jej przeuroczych wpadek na większości dużych imprez) nie jest w roli Katniss do końca przekonująca. Wprawdzie książkowa bohaterka również głęboko skrywa emocje, jednak aktorka chyba podeszła do tej kwestii w sposób skrajny.
W moim odczuciu nie najlepiej dobrano również aktora do roli Peety (jest jakiś taki…mało męski:P)
Wątek miłosny zarówno w książce jak i w filmie potraktowany został dość trywialnie, chociaż jest tam pewna tajemniczość i niepewność. Nie będę się jednak czepiać, bo oba dzieła przeznaczone są raczej dla młodych odbiorców (a ja już troszkę mam na karku
i lubię pomarudzić:P).
Kolejnymi, widocznymi różnicami jest bardziej szczegółowe przedstawienie w książce reprezentantów poszczególnych regionów, ale również pominięcie w filmie reakcji Dystryktu 11 po pewnym, dość znamiennym wydarzeniu. Wydaje mi się, że w adaptacji filmowej nieco złagodzono również krwawe opisy starć zawodników, a szkoda, bo to bardzo ciekawa kwestia:D
Plusami Igrzysk Śmierci są dla mnie: rewelacyjnie wykreowany świat oraz samo widowisko telewizyjne, wartka akcja, ciekawie ukazane specjalizacje bojowe bohaterów oraz ciągła niepewność ich losu. Film ma coś w sobie, jednak oczywiście literacki pierwowzór jest od niego dużo lepszy i bardziej wciągający:) Ale to raczej nic odkrywczego:)
To zabrzmi sadystycznie, ale czytając książkę przeszło mi przez głowę, że może nawet obejrzałabym takie zmagania;P
Autorka uświadamia nam, że w każdym drzemie nie tylko pewna atawistyczna chęć przetrwania oraz podglądania śmiertelnych zmagań innych, ale może także podświadoma gotowość do czynów o jakie byśmy się nie podejrzewali…