Mam świadomość, że moja recenzja przemknie niezauważona, gdy dookoła roi się od ocen wielkich i znanych krytyków. Chciałam jednak podzielić się z Wami moimi odczuciami po obejrzeniu tej adaptacji. Po pierwsze, szacuneczek dla Netflixa za podjęcie się ekranizacji jednej z najbardziej znanych, polskich dzieł fantastyki. Tak, to ten czas, kiedy długo wyczekiwany Wiedźmin wkroczył na nasze małe netflixowe ekrany.
Podeszłam do serialu zupełnie bez oczekiwań… i chyba na tym skorzystałam. Nie porównując go do opowiadań mogłam cieszyć się naprawdę ciekawym widowiskiem.
Z kolei mój mąż- wielki fan wiedźmińskiej sagi oraz gier o Geralcie z Rivii, wciąż doszukiwał się różnic pomiędzy opowiadaniami, a filmową adaptacją. Nie przeszkodziło mu to jednak oglądać dzieło Netflixa z prawdziwą przyjemnością. Nam obojgu nie do końca przypadła do gustu postać Triss Merigold, która oprócz utraty “ikonicznych” rudych włosów, straciła także sporo charyzmy i uroku.
Wiedźmin na plus
Muszę przyznać, ze nie spodziewałam sie aż tak wciągającej produkcji. Efekty specjalne stoją w serialu na dość niezłym poziomie i naprawdę nic mnie szczególnie nie raziło. Sceny batalistyczne natomiast w moim odczuciu wyszły twórcom rewelacyjnie. Porównując je z ostatnimi odcinkami Gry o Tron, stawiam tutaj Witchera zdecydowanie wyżej. Świetne indywidualne pojedynki, a także ładnie przedstawione wielkie bitwy to niewątpliwe plusy tej, skromniejszej przecież produkcji. Przypomnę, ze fatalny odbiór scen bitewnych w GOT twórcy przypisywali kiepskim ustawieniom sprzętowym u widzów. Oni tak serio.
Całkiem ciekawie poprowadzono także główny wątek fabularny, przeplatając go retrospekcjami. Brak zachowania jasnej chronologii może wydawać się zabiegiem ryzykownym, jednak nie sądzę aby widzowie mieli jakikolwiek problem z poprawnym odbiorem linii fabularnej.
Henry Cavill sprawdził się w roli Geralta doskonale. Patrzy się na niego i słucha z prawdziwą przyjemnością (to jego “Hmm”… już staje się kultowe). Główne role kobiece również są dość dobrze skonstruowane. Szczególnie Anya Chalotra grająca Yennefer pokazała prawdziwy wachlarz umiejętności aktorskich. Swoją drogą, to piękna i naturalna dziewczyna, a w Wiedźminie wykreowana przez nią postać jest naprawdę intrygująca.
Co poszło średnio?
Serialowi zarzucana jest przesadna teatralność oraz mało kreatywne zdjęcia, które nie budują napięcia. Z jednej strony zgodzę się z tą krytyką, ale z drugiej zupełnie nie przeszkadzało mi to w odbiorze obrazu jako całości. To pierwszy sezon i twórcy mają czas na poprawienie pewnych błędów. Choć rzeczywiście, Wiedźmin Netflixa mógłby być nieco bardziej mroczny.
Moim największym zarzutem jest wrażenie pewnej oszczędności środków- wydaje mi się, ze pewne elementy mogły zostać lepiej dopracowane. Nie do końca uwierzyłam też w chemię, a może należałoby powiedzieć magię pomiędzy Geraltem a Yennefer.
Wiedźmin bardzo mi się podobał i uważam, że 0/100 punktów przyznane przez Entertainment Weekly jest czystą złośliwością. Zwłaszcza, że twórcy recenzji przyznali się do pominięcia kilku odcinków. Po prostu… facepalm.
Mogli dla zasady przyznać punkcik za piękne szaty magów, przyzwoite lokacje albo fajnie pokazane sceny z nekromancją. Albo chociaż za piosenkę Toss a coin to your Witcher, która jest tak chwytliwa, że sama nucę ją od kilku dni 😛 .
Jeśli fantastyka to nie wasze klimaty, to zerknijcie proszę na moje inne recenzje netflixowych produkcji np. tutaj.
Tyle na dziś, paaa!