Tak, jest to post mocno spóźniony, wszak wątpliwą przyjemność oglądania ostatnich odcinków Gry o tron mieliśmy już dobre kilka miesięcy temu. Dopiero teraz jednak poczułam potrzebę uszeregowania swoich refleksji i wątpliwości względem ostatniego sezonu tego serialu. Dlaczego finał Gry o tron wciąż budzi raczej negatywne emocje?
Wiem, że dużo łatwiej jest krytykować niż stworzyć coś samodzielnie. Imperatyw wewnętrzny nie pozwala mi jednak przejść obojętnie wobec szeregu błędów i nielogiczności, które w zakończeniu serialu najbardziej rozczarowały.
Uwaga SPOILERY!!!
Ktoś się nie “popisał”
Otóż największym grzechem dwóch ostatnich sezonów GOT jest… brak materiału literackiego, który scenarzyści mogliby wykorzystać. George R. R Martin nie dokończył bowiem swojego dzieła, a twórcom po prostu zabrakło kunsztu, aby udźwignąć to zadanie. Podejrzewam, że pisarz podpowiedział tylko jakie zakończenie Pieśni Lodu i Ognia zaplanował, zaś scenarzyści próbowali pokrętnie i nieco nieudolnie osiągnąć ów cel.
Niestety, dobra historia musi być podstawą- nie da się kiepskiego pisania ukryć pod doskonałymi efektami i świetnym aktorstwem. Nieprzemyślany scenariusz zawsze bowiem spotka sie z rozczarowaniem u widzów. Jeden z autorów show uzasadnił nielogiczne poczynania Matki Smoków jej krótką pamięcią (słynne “Dany kind of forgot”). Dopóki twórcy serialu mogli opierać się na literackim pierwowzorze Gra o tron zachwycała, kiedy materiał się skończył- popłynęli w otchłań.
Zepsucie postaci
Wspomnę tylko o kilku, bo nie chcę przynudzać:) .
Jon Snow: Naprawdę z ciężkim sercem patrzyłam na uległość Jona wobec nowej Królowej. To czym imponowała ta postać w poprzednich sezonach (niezależność, dystans, honor), niemal zupełnie traci w finale, podążając za Dany jak pokorne cielę 😉 .
Swoją drogą jak można było nie wykorzystać potencjału historii o pochodzeniu Jona? Fakt, że to on jest prawowitym następcą tronu gdzieś w serialu umyka. Kiedy zaś prawda wychodzi na jaw, otrzymujemy jako widzowie jedynie gniew Smoczej Królowej. Seriously?
Brienne i Jamie: Kobieta, która dotąd budziła respekt swoją odwagą, totalnie rozkleja się z powodu nieodwzajemnionych uczuć. Jamie, dążący do odkupienia swoich win, porzuca wszystko, aby na końcu stanąć u boku złej siostry.
Bran: w ostatnich odcinkach zupełnie nie wykorzystano niesamowitych umiejętności Brana. Wydaje się to być zakpieniem ze stworzonej z takim rozmysłem historii, którą mogliśmy przecież podziwiać wcześniej.
Dziwna przemiana Daenerys
Finał Gry o tron przyniósł nieoczekiwaną przemianę jednej z głównych bohaterek. Oczywiście, szaleństwo jest wpisane w ród Targaryanów, jednak przemiana Khaleesi z “Wyzwolicielki z okowów” w psychopatyczną niszczycielkę może conajmniej zastanawiać.
OK, jestem w stanie usprawiedliwić ten fakt nastepująco: Dany nigdy nie przebiarała w środkach, jeśli karała swoich przeciwników. A ponieważ staliśmy po jej stronie, okrucieństwo uznawaliśmy za uzasadnione (przypomnę tylko krzyżowanie Panów w Meereen czy spalenie Khalów w ich siedzibie). Ale! Bezlitosne wytłuczenie całego miasta jedynie z powodu utraty najbliższych i żądzy władzy? Jest to motywacja nieco naciągana 😉 .
Zresztą, zrzucenie odpowiedzialności za czyny Daenerys jedynie na geny Targaryenów jest pójściem na łatwiznę. Metamorfoza jest zbyt szybka i nie w pełni uzasadniona. Widzimy Szaloną Królową i do końca nie rozumiemy tej nagłej przemiany.
Pośpiech- twój wróg
Jako widzowie, czujemy, że sprawy w ostatnich dwóch sezonach toczą się zbyt szybko. Przypomnę, że na początku serialu podróż z King’s Landing na północ trwała kilka tygodni. Pod koniec, postacie przemieszczają się do odległych punktów z zastanawiącą prędkością.
Podróż najlepszych wojowników celem schwytania jednego z białych wędrowców brzmiała jak ponury żart, ale… wszyscy uznali, że to doskonały pomysł. Muszę też wspomnieć o takich głupotkach jak:
- kamień rzucony przez Ogara w stronę żądnych krwi przeciwników;
- wyciągnięcie smoka spod wody przez potwory, które nie potrafią pływać;
- uratowanie Jamiego- tonącego w pełnej zbroi;
- armia Daenerys, która wychodzi z krwawej potyczki niemal bez szwanku;
- sama bitwa o Winterfell, której widzowie nie mogli dobrze zobaczyć, ponieważ mieli źle ustawiony sprzęt (jak tłumaczyli autorzy zdjęć).
Romans Dany i Jona także nie przekonuje- wydaje się szybko i na siłę wepchnięty w historię. Podobnie jak zaoczne wybranie nowego króla.
Nie chcieliśmy kina akcji
No dobra, pewnie niektórzy oczekiwali wpisania się Gry o tron we współczesne standardy dobrego show. Ale tutaj twórcy zdecydowanie przesadzili.
Wprowadzono efektowne pojedynki chyba jedynie dla zachowania dynamiki serialu. Pozwolono też smokowi ziać ogniem przez kilkadziesiąt minut bez przerwy, całkowicie rujnując miasto. Dlaczego nie wykorzystano tej umiejętności Drogona wcześniej? Serio, w czasie tej sceny zaliczyłam facepalm. A do tego, jeden z mniej istotnych bohaterów (Mountain), okazał się być trudniejszym przeciwnikiem niż główny antagonista (Night King) w serialu.
A czego oczekiwaliśmy? Przemyślanych dialogów, inteligentnie opowiedzianej historii i nieoczekiwanych rozwiązań, a niekoniecznie zbędnego mordobicia.
Czyli dokładnie tego, do czego przyzwyczajono nas w poprzednich sezonach, a do czego tym razem po prostu zabrakło kunsztu dobrego pisania.
Póki co, aby zapełnić pustkę mogę chyba polecić Wiedźmina na Netflixie, ale dopiero zobaczymy jak się rozwinie!
Pomimo, że finał Gry o tron tak bardzo mnie rozczarował, to nadal uważam, że był to naprawdę świetny serial i kiedyś na pewno obejrzę go ponownie.