Przed laty rozpoczęłam na blogu serię Filmowe Lolity, która zdaje się umarła wtedy śmiercią naturalną. Chyba najwyższa pora, aby przywrócić ją do życia! Zapraszam Was zatem na kolejny wpis z tego cyklu. Dziś przyjrzymy się filmowi Poison Ivy z Drew Barrymore w roli głównej.
W porównaniu z innymi dziełami filmowymi z początku lat dziewięćdziesiątych nie jest to film wyjątkowo udany. Mimo wszystko, kiedy byłam młodsza zrobił na mnie pewne wrażenie i po latach wróciłam do niego z sentymentem.
Jest to historia nastoletniej Sylvii oraz jej wyzwolonej i nieco frywolnej przyjaciółki Ivy. Przybrane imię tej drugiej jest zresztą znaczące. Ivy (ang. bluszcz) zaczyna “oplatać” rodzinę przyjaciółki swoją bezwględną osobowością.
Co jest kiepskie?
Na pewno akcja filmu toczy się dosyć wolno, co może być dla niektórych nużące. Nie można też powiedzieć, aby miał on w sobie ukrytą głębię, drugie dno, czy dawał szerokie pole do interpretacji. Bądźmy szczerzy: to nie jest ambitna historia.
Aktor, grający uwodzonego przez Ivy prezentera zupełnie mi się nie podoba (to chyba ten wąs trzyma mnie na dystans). 😀 Ale to tylko moje subiektywne odczucie. Zresztą, ten romans jest zbudowany trochę na siłę i chemia pomiędzy bohaterami nie jest dla mnie wyczuwalna.
A to mi się podoba!
Mimo wszystko, jest w tym filmie także kilka plusów. Po pierwsze: jest to obraz dość ładny wizualnie i trywialnie mówiąc: przyjemnie się go ogląda. Po drugie: ciekawie pokazano kontrast pomiędzy przyjaciółkami: mroczną, smutną i zachowawczą Sylvią, a pełną życia, “barwną” Ivy. Swoją drogą, Drew Barrymore zawsze bardzo mi się w tym filmie podobała, jest po prostu zmysłowa i bardzo seksowna. Po trzecie: w filmie wykorzystano dobrą, zapadającą w pamięć muzykę. I w końcu: kilka scen ma dramatyczny charakter i mogą budzić dreszczyk emocji.
Na Filmwebie znajdziemy informację, że jedną z postaci gra sam Leo DiCaprio. Możecie jednak doświadczyć w tej kwestii zawodu, bowiem jest on tylko jednym z chłopaków wybiegających ze szkoły w pięciosekundowym ujęciu. Serio! Rola zaiste godna zapamiętania i uwzględnienia w obsadzie. <heheszek>
Scena na huśtawce pięknie koresponduje z ideą trującego bluszczu, swobodnie pnącego się po jakimś podłożu. Ivy wspina się na wyżyny swoich żądań na (pozornie stabilnym) fundamencie. Jest nim finansowe i emocjonalne wsparcie ze strony rodziny jej przyjaciółki. Osiągając szczyt, musi jednak zrobić więcej miejsca dla siebie, choćby w najbardziej brutalny sposób. Taka jest bowiem zuchwała i ekspansywna natura bluszczu.
Pomimo jego wad oraz prostoty i naiwności samej historii, warto było sobie po latach ten film przypomnieć . Czy go polecam? Raczej tylko w sytuacji, kiedy zupełnie nie wiecie co obejrzeć wieczorem. 😛
Pierwszą część cyklu Filmowe lolity czyli recenzję filmu Zauroczenie (gdzie rolę główną zagrała Alicia Silverstone) znajdziecie tutaj.
A tutaj druga, swoją drogą dość przewrotna historia z Ellen Page w roli głównej.
Mam nadzieję, że jesteście zdrowi a izolacja nie wpływa na was szczególnie negatywnie. Ja jestem chwilowo “uwięziona” w Polsce, jednak staram się nie narzekać. Spędzam czas epidemii w domu na wsi, dzięki czemu mam luksus przebywania na świeżym, już prawie wiosennym powietrzu. Pozdrawiam i dziękuję za wirtualne odwiedziny 🙂