Oto moja krótka recenzja kolejnej produkcji od Netflixa. Długo się wzbraniałam przed jej obejrzeniem jednak pozytywne opinie w końcu mnie przekonały. Zwłaszcza, że obecnie próbuję jakoś wypełnić czas oczekiwania na powrót do domu. Zamknięcie granic i odwołane loty wymusiły na mnie przymusowe i przedłużone wakacje w Polsce. Nadrabiam więc zaległości- te książkowe i te popkulturowe. Tradycyjnie, staram się nie narzekać i w każdej sytuacji szukać dobrych stron. Wracając do serialu: muszę przyznać, że hiszpański Dom z papieru pozytywnie mnie zaskoczył i obejrzałam go z dużą przyjemnością.
Nie stawiałabym go jednak na bardzo wysokim miejscu w moim osobistym rankingu. Biorąc pod uwagę powszechny zachwyt nad tym tytułem spodziewałam się czegoś nieco bardziej ambitnego. Przyznaję jednak, że jest on dobrze zagrany i wciągający. Lepiej nawet na chwilę nie odrywać się od ekranu, bo można przegapić ważny gest postaci, niejednoznaczne spojrzenie lub istotny dla rozwoju akcji rekwizyt.
Dom z papieru- zarys fabuły
Tajemniczy mężczyzna (nazywany później Profesorem) zbiera grupę ludzi o “niepewnej moralnie” przeszłości. Chce przeprowadzić wielki skok na Mennicę Królewską w Madrycie, a jego plan wydaje się być perfekcyjnie przemyślany.
Każdy z bohaterów przyjmuje pseudonim- nazwę miasta. Muszę przyznać, że wraz z rozwojem akcji utwierdzałam się w przekonaniu, że nowe imiona świetnie współgrają z ich osobowościami. Do Profesora dołączają więc:
- dynamiczna i aktywna Tokio,
- nieroztropny i spontaniczny Denver,
- beztroski i energiczny Rio,
- bezwzględny i wyniosły Berlin,
- barwna i żywiołowa Nairobi,
- introwertyczny i pracowity Moskwa,
- silny i spokojny Helsinki,
- obojętny i skryty Oslo.
Szybko okazuje się, że ludzie o skrajnie różnych poglądach i charakterach napotkają trudności, aby działać w pełnym zjednoczeniu. Pomimo identycznych uniformów i masek z wizerunkiem Salvadora Dalego nie będą w stanie ukryć dzielących ich różnic. Plan Profesora może się zacząć walić jak domek z kart. Albo po prostu jak (nomen omen) dom z papieru 🙂 .
Wady i zalety serialu
Na pewno ta produkcja jest bardzo wciągająca. Z zainteresowaniem przyglądamy się losom grupy przestępców oraz ich kilkudziesięciu zakładników. Pomimo całej sytuacji, w jakiś sposób kibicujemy “porywaczom”. Mamy cichą nadzieję, że wyjdą z sytuacji bez szwanku i z grubą kasą w rękach.
Niestety ich momentami infantylne zachowanie zaczyna po pewnym czasie irytować. Osobiste animozje powodują, że doskonały plan wymyka się spod kontroli, a widz może jedynie przyglądać się temu z niedowierzaniem. Czy to jednak wada? W końcu Dom z papieru wzbudza jakieś emocje, a w dzisiejszych serialowych produkcjach nie zawsze ten cel zostaje osiągnięty.
Co więcej, jest tutaj naprawdę sporo humoru. Rozśmieszyły mnie np. sceny wybierania “zakładnika miesiąca” oraz zabawny, triumfalny taniec nad wydrążonym tunelem.
Czasem miałam jednak wrażenie, że serial został niepotrzebnie wydłużony. W pewnych chwilach pojawiało się znużenie i wbrew sobie sprawdzałam, ile jeszcze zostało odcinków. A już najbardziej denerwowały mnie bezsensowne strzelaniny, gdzie ilość celnych trafień była żenująco niska 🙂 .
Ciekawa jest natomiast osobista i dwuznaczna gra Profesora z panią inspektor prowadzącą śledztwo. Wątpię, aby taka sytuacja była możliwa w rzeczywistości (zresztą jak wiele działań tego bohatera), ale już nie będę się czepiać. Sam Profesor zachowuje się w pewnych momentach jak beztroski nastolatek, mimo że jego zadaniem było czuwanie nad bezpieczeństwem całego projektu.
Jest to serial ciekawy i utrzymujący widza w napięciu. Scenarzyści zatroszczyli się o interesujące psychologicznie postaci. Nie nazwałabym go szalenie głębokim, ale na pewno warto poświęcić mu trochę czasu. Czy naszym barwnym bohaterom uda się przeprowadzić skok stulecia i wyjść z tego bez szwanku? Przekonajcie się sami.
Moje inne Netflixowe recenzje znajdziecie tutaj.
Marta
Uwielbiam! Oglądałam wszystkie sezony. Super wpis 😉
Kasia
Jeden z moich ulubionych seriali ever! 😀
Maja
Jedynie pierwszy sezon mi się spodobał. Drugi obejrzałam po łebkach, trzeci i w konswekwencji czwarty również kompletnie olałam. Ale biorąc pod uwagę ofertę Netflixa, i tak nie jest źle 😉
Kat
Ja też nie jestem bezkrytyczna jeśli chodzi o ich produkcje! Czasem mam wrażenie, że robią filmy byle jak, “taśmowo”- aby jak najszybciej można było wrzucić kolejny:)
Ola z Muzycznej Listy
Zaczęłam oglądać i co jakiś czas oglądam kolejny odcinek. Jak dla mnie produkcja ciekawa, ale nieco nudnawa. Niestety, nie do końca w moim guście.