Przyznajcie, że są takie filmy, których fabuła sugeruje bliskość oczywistego, miłosnego “wyładowania”. Tymczasem jako widzowie niecierpliwie go wypatrujemy i jesteśmy utrzymywani w stanie ciągłego oczekiwania. Pewne nieoczywiste napięcie seksualne nie wydaje mi się być powszechne we współczesnym kinie, gdzie właściwie wszystko otrzymujemy “na tacy”. Wybrałam jednak kilka perełek, w których można dostrzec ten ukryty erotyzm. Jestem ciekawa Waszych opinii i innych propozycji.
Kontakt bardzo intymny
Pierwszy film, który kojarzy mi się z takim wyrafinowanym, “antyfizycznym” erotyzmem to Księżniczka i wojownik (i niech Was nie zrazi przesłodzony tytuł). Ma on w sobie wiele z onirycznego klimatu, a relacja głównych bohaterów wydaje się dziwna i jakby nieco odrealniona.
Krótko o fabule. W środku dnia zdarzył się wypadek. Z pomocą dziewczynie, która nie mogła złapać oddechu, przyszedł nieznajomy mężczyzna. Choć kobieta wciąż leżała pod ciężarówką, szybko wykonał on zabieg tracheotomii.
Ta scena staje się punktem kulminacyjnym ich znajomości- to jest najbliższy, najbardziej intymny kontakt filmowej pary.
Żaden pocałunek ani akt seksualny nie byłby w stanie mocniej nakreślić więzi jaka się między nimi rodzi. I na szczęście reżyser pozbawia nas obecności scen erotycznych sensu stricto, co według mnie pozwala nazwać scenę tracheotomii prawdziwą alegorią miłosnego spełnienia.
I nawet fakt, że bohaterowie mówią w języku, w którym nawet “motyl” brzmi jak “siekiera”, nie ujmuje temu obrazowi subtelności 😉 . Zresztą, jest to przykład filmu, gdzie tak naprawdę znajdziemy minimum słów, a maksimum gestów.
Zdominowana niewinność
Drugim filmem, który również zauroczył mnie swym “werbalnym minimalizmem” jest Dziewczyna z perłą. Tutaj także “główną rolę” odgrywają spojrzenia i gesty. To właśnie one budują niezwykłą bliskość pomiędzy bohaterami.
Młoda służąca i utalentowany malarz znajdują nić porozumienia, która prowadzi do ich wzajemnej fascynacji. Jednak tutaj również nie znajdziemy kulminacji widocznego pomiędzy nimi napięcia i trzeba się postarać, aby dostrzec ten ukryty erotyzm.
Zakładanie dziewczynie kolczyka, a potem jej pozowanie do obrazu, staje się właśnie aktem niemal erotycznym, potęgującym rosnące od dawna zauroczenie.
Dominujący charakter Vermeera wyzwala w młodej kobiecie nieznane dotąd uczucia.
Nieco zagubieni
Innym filmem, który zaliczyłabym do tytułowej kategorii, a który również zasługuje na uwagę to Między słowami Sofii Coppoli. Całkiem przypadkowo znów z boską Scarlett.
Swoją drogą, subtelność tego filmu może delikatnie wskazywać, że wyszedł on “spod ręki” kobiety.
Zarówno polski, jak i angielski tytuł (Lost in Translation) są wyjatkowo trafne. W przypadku polskiej wersji uwypuklona zostaje kwestia gestów, tego co dzieje się pomiędzy wypowiadanymi przez bohaterów słowami.
Oryginalny tytuł można wprawdzie tłumaczyć jako “utracone w przekładzie”, ale wyraz “lost” dotyczy także po prostu “zagubienia”. Podkreślone zostały więc poczucie odosobnienia i samotności, a także niemożność odnalezienia się w wielkim mieście o odrębnej kulturze.
Te trudne uczucia zbliżają bohaterów do siebie, choć pozornie zbyt wiele ich różni.
Ja właściwie nadal nie wiem, co się pomiędzy nimi działo! W moim pierwszym odczuciu to była po prostu przypadkowa znajomość i sposób na zabicie nudy. Potem jednak ta relacja sprawia wrażenie czegoś głębszego, swoistego porozumienia dusz.
Czy był tam ukryty erotyzm moglibyśmy dowiedzieć się z ostatnich słów bohatera. Wypowiadając je jednak szeptem, pozostawił tę relację intymną, a nas jako widzów do końca utrzymano w stanie niepewności.
Obrazowość i cisza
Istotne znaczenie dla odbioru powyższych filmów mają klimatyczne zdjęcia i wyjątkowa kolorystyka. W przypadku Dziewczyny z perłą znajduje to uzasadnienie w tematyce filmu, jaką jest tworzenie dzieła malarskiego. W Księżniczce i Wojowniku natomiast– buduje niezwykłą i nieco odrealnioną rzeczywistość.
Z kolei surowa kolorystyka Między słowami podkreśla samotność bohaterów filmu i ich poczucie obcości w atmosferze wielkiego, zimnego miasta.
W każdym z powyższych obrazów duże znaczenie ma także cisza i niewielka liczba wypowiadanych słów. Tu bowiem liczy się napięcie, budowane przez spojrzenia, gesty i nieśmiały dotyk bohaterów.
I na koniec coś lekkiego
Rzymskie wakacje to dość nietypowa komedia romantyczna. Jest w niej ujmujący czar, chyba dzięki utrzymaniu jej w nieco baśniowej konwencji.
Księżniczka Anna czuje się zmęczona i przytłoczona ilością obowiązków, dworską etykietą oraz nudnymi spotkaniami. Decyduje się wymknąć opiekunom i poznać Rzym z zupełnie innej perspektywy. Jej śladem podąża pewien przystojny dziennikarz (uch!!!), który liczy na doskonały materiał prasowy. Co z tego wyniknie?
Jest to jeden z tych filmów, które bez szczególnych zabiegów wywołują uśmiech na twarzy widza. Obrazy z lat 50 i 60 ogólnie mają w sobie mnóstwo bezpretensjonalnego uroku. Jest w nich naturalność, którą tak trudno uzyskać współczesnym filmowcom. Audrey Hepburn została nagrodzona Oscarem za tę aktorską kreację.
W tym filmie również znajdziemy pewne napięcie pomiędzy bohaterami, ale jest w tym czarująca niewinność i prosty romantyzm, okraszony odrobiną humoru.
Chętnie poznałabym Wasze propozycje filmów z minimum słów i maksimum gestów lub przedstawiające uczucie miłosnego niespełnienia.
Dziękuję za odwiedziny i do zobaczenia wkrótce!
Runner01
No to polece jeszcze Drzewo życia…. choć ten trochę się różni od pozostałych…
Kat
Miałam o nim pisać w kontekście filmów oscarowych, ale jakoś nie wyszło…
Runner01
No to czekam jeszcze na recezję polskiego akentu… “W ciemności”…
Kat
Niestety jeszcze nie widziałam, chociaż bardzo cenię Agnieszkę Holland. A jaka jest Twoja opinia?:)
Anonim
Film dobry, z jeszcze lepsza grą aktorską, ale nie najlepszy jeśli chodzi o Agnieszkę Holland. Z drugiej strony od tego typu filmów trudno wymagać, aby “wgniatały” w krzesło czy zaskakiwały zakończeniem. Historia ludzi warta sfilmowania. Moja ocena tego gatunku 8/10.
Agnes
Może jeszcze: “Kiedy Harry poznał Sally” chociaż tam napięcie nie trwa zbyt długo 🙂
koza domowa
Lubię wracać do Rzymskich wakacji, jakoś tak miło się robi na serduchu… 🙂 Kasia