To nie jest typowa sprawa kryminalna. Wszak nie ma tutaj żmudnego poszukiwania mordercy, dochodzenia i zaskakującego zakończenia. Właściwie od początku wiadomo było, co się stało w domu polskich imigrantów. Sprawa Daniela Pełki pokazuje jednak do czego doprowadza nieumiejętność uchwycenia sygnałów wysyłanych przez dziecko, obojętność ludzi oraz bezduszność systemu.
Magdalena Łuczak i jej partner Mariusz Krężołek mieszkali w Coventry (w środkowej Anglii), gdzie “wychowywali” trójkę dzieci. Daniel i jego starsza siostra (której danych się nie ujawnia) byli dziećmi kobiety z poprzednich związków. Nieco później przyszedł na świat chłopiec – wspólne dziecko Mariusza i Magdaleny.
Prawdopodobnie trwał już wtedy koszmar Daniela. Nikt tego jednak nie zauważał, choć dziecko wysyłało wyraźne sygnały.
Wilczy głód
Daniel został przyłapany na zjedzeniu połowy ciasta, które przyniosła dla uczniów nauczycielka. Zdarzało mu się także wyjmować jedzenie ze śmietnika i podkradać innym dzieciom kanapki. Pracownicy szkoły dla uniknięcia podobnych incydentow, zaczęli trzymać jedzenie uczniów pod kluczem…
Chłopiec (w przeciwieństwie do siostry) nie integrował się z innymi dziećmi, a komunikacja z nim była mocno utrudniona.
Czasem na jego ciele ktoś zauważał siniaki.
Zachowanie Daniela zwróciło w końcu uwagę dorosłych. Zawiadomiono opiekę społeczną. Wizyty w domu rodzinnym nie przyniosły jednak niepokojących wniosków.
Z samym Danielem nie rozmawiał właściwie nikt. Utrudnieniem była na pewno bariera jezykowa. W jego domu nie zadbano przecież o dwujęzyczność.
Daniel był także dzieckiem bardzo nieśmiałym i skrytym. Już po odkryciu prawdy, często nazywany był w mediach “niewidzialnym chłopcem”.
Zaniedbania służb a sprawa Daniela Pełki
Przyznaję, że nauczyciele rzeczywiście zwracali uwagę na stan fizyczny dziecka oraz jego częste nieobecności. Pytanie brzmi: czy mogli zrobić coś więcej poza powiadomieniem opieki społecznej?
Jedna z nauczycielek próbowała osobiście umówić Daniela na wizytę lekarską, gdyż niepokoił ją widoczny spadek wagi dziecka. Spotkała się jednak z odmową lekarza, który nie widział podstaw dla interwencji i dalszych działań zaniechano.
Chłopiec, który wszędzie szukał możliwości zaspokojenia głodu został niemal całkowicie zignorowany. Matka przekonała pracowników szkoły, że Daniel jest pod opieką lekarza i nie można go dokarmiać. Nie zadbano o pomoc psychologiczną w jego ojczystym języku.
Wg raportów do domu pary wielokrotnie wzywano policję. Krężołek był wcześniej zatrzymywany za jazdę pod wpływem alkoholu i drobne kradzieże. Spędził nawet kilka miesięcy w więzieniu.
W pewnym momencie Daniel trafił do szpitala ze złamaną ręką. Opiekunowie zapewnili w szpitalu, że dziecko w trakcie zabawy spadło z łóżka. Zeznanie zostało potwierdzone przez zastraszoną siostrę Daniela i dochodzenie zamknięto.
Rodzina wielokrotnie była odwiedzana przez pracowników social service ze względu na podejrzenia przemocy wobec kobiety. Nie zauważyli oni jednak nic niepokojącego. Zastanawiam się, co musiałoby się wydarzyć, aby podjęto kroki dla obrony dziecka przed dręczeniem.
Czy dopiero znalezienie go nieprzytomnego na podłodze byłoby dla pracowników służb wystarczające, aby wykonać dalsze działania? Dlaczego musiało dojść do najgorszego?
Magdalena Łuczak nie stawiała się z chłopcem na wizyty u lekarzy. Wymyślała różne wymówki, aby uniknąć konfrontacji z pediatrą.
Trzy tygodnie przed tragedią doszło w końcu do wizyty lekarskiej. Stwierdzono u Daniela zaburzenia metaboliczne i podejrzenie autyzmu. Wychudzenie dziecka nie było dla lekarza niepokojące, nie zauważył także objawów znęcania się nad nim. Być może na jakiś czas zaniechano tych praktyk, aby uniknąć odpowiedzialności karnej. Zignorowanie objawow mogło być jednak także niekompetencją lekarza.
Sprawa Daniela Pełki – okrucieństwo opiekunów
Pewnego dnia operatorka numeru alarmowego odebrała niepokojacy telefon (tutaj można posłuchać nagrania). Magdalena Łuczak rozpaczliwym tonem oznajmiła, że jej dziecko przestało oddychać. Kilka minut później w domu Daniela pojawili się ratownicy. Nie mogli już jednak pomóc udręczonemu chlopcu.
Na jego ciele znaleziono kilkadziesiąt obrażeń. Wzrost i waga były znacznie poniżej normy. Biegli stwierdzili, że czterolatek wyglądał jak więzień obozu koncentracyjnego.
Chłopiec był zamykany w niewielkim pomieszczeniu. Od wewnętrznej strony usunięto klamkę, aby dziecko nie mogło się wydostać. Na podłodze leżał przemoczony materac. Daniel nie był wypuszczany nawet do toalety.
Matce zdarzało się przytrzymywać chłopca pod wodą aż do utraty przez niego przytomności.
Nie dostawał także jedzenia, a czasem podawano mu jedynie sól, co prowokowało wymioty i tym samym powodowało odwodnienie.
Za każde przewinienie był dotkliwie karany fizycznie przez matkę i jej partnera.
Bezpośrednią przyczyną śmierci było uderzenie w głowę. Opiekunowie w obawie przed konsekwencjami nie wezwali pomocy dla nieprzytomnego Daniela. Matka była pewna, że jak zwykle obudzi się po pewnym czasie. Pomoc wezwano dopiero po 33 godzinach.
Zeznania siostry Daniela
Dziewczynka zeznała w sądzie, że partner jej matki często był pod wpływem alkoholu. Za rzekome przewinienia kąpał Daniela w lodowatej wodzie. Kiedy w czasie jednej z takich kąpieli dziewczynka usłyszała krzyk brata, poprosiła mężczyznę, aby przestał. Starała się później wyciagnać chłopca z wody, przytulić go i ogrzać.
Siostra próbowała także przemycać jedzenie do pomieszczenia, w którym przetrzymywano Daniela. Zabroniono jej mówić komukolwiek o sytuacji w domu.
Osobista uwaga
Tak się składa, że mieszkam zaledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym wydarzyła się ta tragedia. Tym bardziej jest ona dla mnie dotkliwa, a informacje o niej do dziś wywołują we mnie silne emocje.
Udało mi się dotrzeć do kogoś, kto miał bezpośrednią styczność z pracownikiem opieki społecznej, zaangażowanym później w sprawę Daniela Pełki.
Osoba ta, przechodząc przez traumatyczny rozwód musiała spotkać się z przedstawicielem organizacji wsparcia społecznego. Zauważyła obojętność owego pracownika wobec jej dziecka. Zwróciła też uwagę na ignorowanie jego smutku i niepokoju (związanego z rozstaniem rodziców). Można więc przypuszczać, że odwiedzając dom Daniela Pełki pracownik ten przejawiał podobną obojętność.
Zaznaczam, że trzeba traktować to jako spekulacje. Opieram się jedynie na wrażeniu, jakie wywarł ten pracownik opieki społecznej na moim rozmówcy.
Tym niemniej, trzeba byłoby zastanowić się, czy osoby pracujące w social service zawsze mają odpowiednie przygotowanie, aby uchwycić stan fizyczny i emocjonalny dziecka.
Co kierowało matką?
Znane są przypadki, gdy matki przejawiające takie skłonności są dotknięte zastępczym zespołem Münchhausena. Z premedytacją krzywdzą wówczas dzieci dla zwrócenia na siebie uwagi otoczenia. W tym przypadku jednak nie można raczej mówić o tym zaburzeniu.
Łuczak unikała kontaktu z lekarzami i próbowała ukryć problemy ze zdrowiem syna. Bagatelizowanie jego stanu nie przynosiło jej współczucia, co jest podstawową potrzebą we wspomnianym syndromie.
Z smsów kobiety wyjawia się natomiast obraz kobiety, która wykazuje się okrucieństwem, obojętnością i brakiem współczucia wobec cierpienia chłopca. Wydaje się jakby próbowała zaimponować partnerowi i uzyskać jego zainteresowanie.
W sądzie przyznała, że nie wie co nią kierowało i że musiała naprawdę kochać swojego partnera.
Matka samej Magdaleny Łuczak zapewnia, że jej córka była zwykłą dziewczyną i musiała działać pod wpływem nacisku. O zaniedbania oskarża przede wszystkim brytyjską opiekę społeczną.
Sprawa Daniela Pełki w sądzie
“Opiekunowie” Daniela próbowali zrzucać z siebie odpowiedzialność za śmierć dziecka. Krężołek twierdził, że znęcał się nad Danielem, aby zadowolić jego matkę. Ona sama pozowała na bezbronną ofiarę przemocy domowej.
Rozprawa w Birmingham przyniosła jednak oczekiwany rezultat. W wyroku uwzględniono “niezrozumiałą brutalność” oskarżonych oraz spowodowanie długotrwałego, fizycznego i psychicznego cierpienia dziecka. Ich zachowanie nazwano “kampanią okrucieństwa”.
Para została skazana na dożywocie z możliwością ubiegania się o zwolnienie dopiero po trzydziestu latach.
Jakiś czas później Mariusz Krężołek został znaleziony w celi martwy. Oficjalną przyczyną śmierci był atak serca.
Matka Daniela- Magdalena Łuczek odebrała sobie życie pół roku wcześniej. Powiesiła się w przeddzień urodzin syna, których (za jej sprawą) nie było mu dane doczekać.
W tym artykule (po angielsku) znajdziecie pełny profil Magdaleny oraz dokładny przebieg wydarzeń. Można też zapoznać się z imponująco długą listą innych momentów, które dawały szansę na uratowanie życia Daniela, ale zostały zignorowane przez służby.
Inne sprawy znajdziecie w zakładce Kryminalnie.
Szczęśliwa Siódemka
Przerażające są takie historie. Nie rozumiem, po prostu nie umiem zrozumieć. Może to źle zabrzmi, ale trochę pociesza mnie to, co na koniec zrobiła ta kobieta. Można pomyśleć, że odezwało się w niej sumienie.
Hanna
Cześć Kat,
Sprawa zabójstwa Daniela jest dla mnie wstrząsająca z 2 powodów. 1) Nie wyobrażam sobie, jak można tak skrzywdzić dziecko. 2) przeraża mnie bierność i obojętność specjalistów (opieka, wychowawcy, lekarze). Jest mi niezmiernie żal biednego Daniela i pozostałych dzieci tej pary. Jednocześnie ogarnia mnie wściekłość, gdy widzę te wszystkie misie na jego grobie w UK. Rychło w czas.
Kat
Dziękuję za komentarz. Dla mnie też ta sprawa jest druzgocąca. Kiedy zobaczyłam listę sytuacji, w których służby mogły zareagować, zrozumiałam jak bardzo osamotnione było to dziecko. Myślę też o jego powrotach ze szkoły do domu, który zamiast być azylem, stał się miejscem tortur.
Szokujące zbrodnie popełnione przez kobiety - No Stress
[…] najbliżsi, ale także ludzie tworzący system ochrony najmłodszych. Tej tragedii (podobnie jak w sprawie Daniela Pełki) można było […]
Polo
Wniosek jest taki że czy to w Polsce czy w Anglii policja, nauczyciele i opieka społeczna dalej siedzą na drzewach.