Oto rodzina Hoover:
-ojciec, pretendujący do miana doradcy życiowego (z marnym skutkiem):
-mama, która właściwie żyje problemami każdego członka rodziny:
-dziadek- heroinista, o bardzo liberalnych poglądach:
-niedoszły samobójca, gej, wybitny badacz i znawca Prousta- wujek Frank:
-zafascynowany nietzscheanizmem nastolatek Dwayne:
-i wreszcie: kandydatka na królową piękności w wyborach Little Miss Sunshine, Olive:
Cała rodzina, (nie bez oporów) decyduje się towarzyszyć Olive na wyborach Małej Miss, które zresztą okazują się “mini” targowiskiem próżności. Udział jest jednak marzeniem dziewczynki, która (pod okiem wyzwolonego dziadka) wkłada całe serce w naukę układu tanecznego. Długa droga na wybory obfituje jednak w mnóstwo przeciwności losu, z którymi trudno sobie poradzić.
Kiedy spodoba mi się jakiś film, często oglądam go kilka razy. Ktoś może powiedzieć, że to strata czasu, ale prawda jest taka, że niektóre obrazy wymagają ponownego odtworzenia, dla pełnego “wyłapania” rozmaitych treści. Little Miss Sunshine to jeden z takich filmów. Widziałam go już cztery razy, a zawsze jest dla mnie tak samo zabawny, a momentami poruszający.
Chyba każdy kibicuje małej Olive, mimo, że znacznie odbiega ona od standardów prezentowanych przez małe miss. Jesteśmy przekonani, że to właśnie jej urok, wdzięk, naturalność powinny być nagrodzone, jednak wiadomo, że na takich konkursach kryteria są zdecydowanie inne:
Każda z postaci w filmie jest bardzo interesująca i dobrze zarysowana. Warto wspomnieć choćby o bracie głównej bohaterki. Dwayne składa swoiste śluby milczenia: postanawia nie odzywać się aż do momentu spełnienia swojego marzenia- pragnie zostać pilotem.
Myślę, że istotny jest tutaj fakt, że chłopak jest zafascynowany poglądami Nietzschego; aktualnie czyta Tako rzecze Zaratustra, w której filozof m.in. głosi śmierć Boga. Ale owa śmierć ma tam wymiar alegoryczny, chodzi raczej o zatracenie pozytywnych wartości (“Bóg umarł- to ludzie go zabili”). Dwayne dostrzega tę otaczającą go pustkę moralną i narzuca sobie żelazną dyscyplinę, która pozwoli mu odizolowac się od tego “zepsutego” świata.
Można wspomnieć jeszcze o koncepcji nadczłowieka- bunt chłopaka ma go doskonalić, pozwalać mu być silnym, mocnym i nie poddawać się słabościom. Dlatego też wykonuje on ćwiczenia wzmacniające jego fizyczność i nie mówi, dyscyplinując swoją psychikę. Mam nadzieję, że to nie jest nadinterpretacja:)
To tylko kilka aspektów tego filmu, nie chcę jednak wszystkiego zdradzać:) Mimo, że nie jestem szczególnie sentymentalna, to przyznaję, że w ciekawy i ujmujący sposób ukazano tutaj relacje rodzinne. Film jest bardzo zabawny, często dramatyczny, a dzięki takiej mieszance- interesujący i jakkolwiek patetycznie to zabrzmi: ma w sobie wiele życiowej mądrości.
Tytuł oryginalny: Little Miss Sunshine
Tytuł polski: Mała Miss
Reżyseria: Jonathan Dayton, Valerie Faris
Rok produkcji: 2006
W rolach głównych: Toni Collette (mama- Cheryl), Abigail Breslin (Olive), Steve Carell (Frank)
Bardzo subiektywna ocena;) : 9/10
PMC
Film jest boski, też widziałam parę razy,uwielbiam!! Na miarę “Foresta Gumpa”.